10 lutego 2013

Belzebub - Lexus IS-F













Otrząsnąłem się. Bicie mojego serca wróciło do poziomu bezpiecznego dla funkcjonowania organizmu. Jednak ślad w sercu pozostał.


3 miesiące temu spełniło się jedno z moich motoryzacyjnych marzeń. Miałem możliwość sprawdzenia na własnej skórze samochodu, który prześladował mnie od pierwszego spotkania 4 lata temu.

Napęd na tylne koła, 5.0 V8 pod maską. To najprostszy przepis na wspaniałe osiągi i niezłą zabawę. Na pełen test samochodu zapraszam tutaj.

Pierwszy raz miałem okazję prowadzić samochód o tak oszałamiających osiągach. Pierwsza setka poniżej granicy 5 sekund (dokładnie 4.8s) i prędkość maksymalna 330km/h, osiągana po zdjęciu elektronicznego kagańca.

Po zajęciu lewego fotela ujęła mnie przyjemna woń skóry, charakterystyczna dla większości Lexusów. Zapinamy pasy i nagle czujemy się jakbyśmy grali w jedną z gier serii Gran Turismo. Mała kierownica, przypominająca te z zestawów do Playstation, poprzedza cyfrowe zegary, tworzące swoiste przedstawienie przy odpalaniu silnika. Skoro już przy tym jesteśmy...

Zamiast standardowego i nieco już archaicznego przyrządu jakim jest kluczyk, IS-F odpalany jest za pomocą przycisku ENGINE START STOP. Po wciśnięciu go zaczęła się moja krótka przygoda z najwspanialszym Lexusem do czasu wprowadzenia LFA.

Widlasta ósemka w "ekonomicznym" zakresie obrotów jest zadziwiająco cicha. Na początku nieśmiale traktowałem pedał gazu, wiedząc że na temperatura na zewnątrz oscyluje w okolicy 2-4 stopni Celsjusza a ja jestem odpowiedzialny za RWD warte ponad 350 tysięcy złotych. Może to była magia tej chwili, ale mimo delikatnego traktowania, IS-F żwawo przyspieszał nawet od najniższych obrotów. 

Jednak najlepsze było dopiero przede mną. Gdy usłyszałem z prawego fotela "no przyspiesz sobie" postanowiłem sprowokować nieco bestię. Wykorzystując prosty i pusty odcinek trzypasmówki wcisnąłem prawy pedał do samego końca. 8-biegowa zautomatyzowana przekładnia potrzebowała części sekundy aby zredukować się z 7 do 2 biegu i nagle rozpętało się piekło.

Do tej pory przyjemny dźwięk usportowanej fałki zastąpiła salwa ze stu armat. Przeraźliwe ryczenie ogarnęło całą kabinę pasażerską. Straszne, ale jednocześnie niesamowicie przyjemne. Zjeżdżając na stację benzynową nie trudno nie zauważyć, jak duże wrażenie robi ten samochód na innych kierowcach. Z zewnątrz to tylko dodatkowy bodykit zawierający nowe zderzaki, progi, poszerzenia nadkoli, kosmiczne końcówki wydechu i oznaczenia F oraz ogromne, 19 calowe felgi. Podjeżdżając do dystrybutora i gasząc silnik usłyszałem jak kierowca tankujący Hyundaia Elantrę mówi do A.Ł. "niech nie gasi, przyjemnie jest posłuchać". Jak widać, jest to samochód, który sprawia przyjemność nie tylko dla właściciela

Myślę, że był to rodzaj rozprawiczenia w sferze sportowych samochodów. Do dzisiaj ciężko mi opisać to, co przeżywałem podczas przejażdżki. Chyba jest to jedynie porównywalne z trafieniem szóstki w totka, za którą na pewno bym kupił właśnie Lexusa IS-F'a.

Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z pierwszego spotkania z Lexusem IS-F, z roku 2008. 

imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com imagebam.com
imagebam.com imagebam.com

A tutaj spontaniczne fotki telefonem przy okazji przejażdżki z redakcją www.autotesty.com.pl Lexusem IS-F Sport w listopadzie tego roku:
imagebam.com imagebam.com
imagebam.com imagebam.com
imagebam.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz